poniedziałek, 29 grudnia 2014

Dieta

Przyszedł czas, kiedy zebrałam się w końcu do napisania obiecanej notki (którą powinnam opublikować już jakiś miesiąc temu). Jednak zamieszanie na uczelni, w pracy i zamęt z mieszkaniem nie pozwoliły mi na znalezienie chwili wystarczająco długiej, by wam coś tutaj naskrobać. Nie chciałam też pisać "na odwal się" bo taki post byłby totalnie bezsensowny, znając moj umysłowy rozpiździel napisałabym trzy zdania i na tym by się skończyło.
Obecnie jestem w Warszawie i zostaję tutaj prawdopodobnie do jutra. Stolica jest super, pomijając temperaturę wynoszącą minus miliard, bandy gimbusów pod makiem w złotych i totalnie porąbane przejścia i schody na centralnym. Na szczęście z moim ogarnięciem w terenie dotarłam sama z wygwizdowa zwanego Młociny do Centrum :) Widziałam się z Polą, Olkiem, Polinką i Julcią. Z Julką poszłyśmy na ruskiego szampana i później do kina na Hobbita 3D (ponoć w tym samym czasie Multi tam był). 
Dobra, właściwie to nie o tym chciałam pisać. Łapcie tu jakąś pierwszą lepszą fotke i zaczynamy posta o diecie:)




Zadajecie mi na asku strasznie dużo pytań odnośnie motywacji, ćwiczeń, karnetu na siłownię, jaką stosuję dietę, jakie stosowałam, efekty itp. Postaram się na wstępie odpowiedzieć na kilka pytań, bo myślę, że może się to wam przydać.

1. Motywacja.
Jaka jest moja motywacja? Hmm, ciężko stwierdzić. Na początku usiłowałam motywować się do ćwiczeń zdjęciami z internetu, ale jeśli ktoś nie miał silnej woli tak jak ja, to coś takiego niestety nie rusza. Dla mnie przełomem był dzień, kiedy poszłam do galerii kupić spodnie, które upatrzyłam sobie w internecie. Była to taka mieszanka legginsów z dżinsami w barwach moro z zamkiem po lewej stronie (jak wiadomo najtrudniej jest się w takich spodniach zapiąć, bo muszą być idealne rozmiarem). Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam ostatni rozmiar XS na półce. BEZ ZASTANOWIENIA wzięłam te spodnie i stwierdziłam, że po prostu schudnę.

2. Karnet na siłownię.

Wygląda to tak. Jest to karta open na wszystkie siłownie pure jatomi o różnych standardach. Czyli będąc teraz w Warszawie mogę sobie wejść na siłownię np. w Złotych Tarasach mimo tego, że karnet kupowałam we Wrocławiu w renomie.
Co oznacza karnet OPEN?
Oznacza to, że możecie sobie wejść na wszystkie zajęcia oferowane przez siłownię o której godzinie tylko zechcecie, na siłowni możecie spędzić nawet cały dzień od rana do wieczora, określę to trzema słowami: BRAK JAKICHKOLWIEK OGRANICZEŃ:) dodatkowo jest opieka trenera personalnego, raz w miesiącu badania, żeby określić swoje postępy i inne tego typu pierdoły;)

3. Ćwiczenia.
Szczerze mówiąc chyba bez sensu, żebym w pierwszym poście wypisywała Wam ćwiczenia, bo najpierw po prostu musicie przestawić swoje myślenie, zebrać w sobie siłę do motywacji, która poprowadzi Was do zmiany swojego ciała i nawyków żywieniowych:)

4. Diety.
Obecnie jestem na diecie, o której zawsze wspominał mój tato, gdy narzekałam, że nie mieszczę się w spodnie, mianowicie MŻ, czyli po prostu MNIEJ ŻREĆ.
Z moich obserwacji zdążyłam wywnioskować, że chyba ŻADNA dieta nie jest wystarczająco dobra i zdrowa. Okej, zgubienie dużej ilości kilogramów w krótkim okresie czasu może i jest fajne, bo efekty są szybkie, ale nie jest to zdrowe dla organizmu, poza tym po takich dietach osoby je stosujące najczęściej wracają do poprzednich nawyków żywieniowych, co skutkuje efektem jojo. Sama stosowałam przez jakiś czas dietę kapuścianą, efekty są naprawdę spektakularne, bo w ciągu tygodnia można zrzucić nawet 5kg lub więcej, ale po pierwsze jedzenie codziennie zupy kapuścianej to jest nie lada wyzwanie, a po drugie taka dieta nie ma sensu, bo przecież nie będziemy przez całe życie jeść tylko kapusty. Zrezygnowanie z diety natychmiast przywraca stare nawyki żywieniowe, co powoduje powrót starej wagi, czasami nawet w podwójnej ilości.
Także uprzedzam.
Jeśli chcecie pchać się w diety, to nie czytajcie mojego bloga, bo jedno drugie będzie wykluczać i wcale nie zgubicie zbędnych kilogramów.
Jeśli jednak chcecie podjąć to wyzwanie ze mną musicie uzbroić się w cierpliwość i kilka niezbędnych rzeczy, które wypiszę niżej.

CO BĘDZIE WAM POTRZEBNE:
1. blender, ewentualnie robot kuchenny, mikser, cokolwiek co dobrze przemieli i wymiesza
2. kilka plastikowych pudełek
3. umiejętności kulinarne na poziomie ameby 
4. telefon z aparatem, albo po prostu coś co robi zdjęcia, żeby uwiecznić wasze kulinarne przygody niczym makłowicz buszujący w Indiach
5. osoba wspierająca was w tym jakże ważnym przedsięwzięciu (mama, ciocia, brat, siostra, wujek, pies, whatever)

OD CZEGO ZACZYNAMY?
Zaczynamy od wypisania ZŁOTYCH ZASAD i powieszenia ich w jakimś miejscu, do którego notorycznie zaglądamy (obstawiam, że jest to właśnie LODÓWKA)

Podstawowe zasady:
1. Jemy co 3 godziny!
2. Nie używamy cukru! W OGÓLE! słodzików i innych sztucznych gówien tym bardziej
3. Nie używamy śmietanki do kawy, mleka najlepiej też nie!
4. Nie smażymy!
5. Używamy olejów tylko na zimno!
6. Jemy małe porcje, za to często! Zredukuje to uczucie pustości żołądka i napady wilczego głodu. 
7. Zabieramy jedzenie ze sobą, NIE JEMY NA MIEŚCIE!
8. Pijemy dużo wody, nie pijemy dosładzanych napojów!
9. Warzywa WSZYSTKIE na surowo!
10. Spalacze tłuszczu bierzemy PRZED posiłkiem!
11. Raz w tygodniu można zjeść coś niedozwolonego:)!

Przykładowe śniadanie:

Gotowane jajko bez żółtek 2szt, łosoś wędzony 50g, 2 kromki chleba wasa pełnoziarnistego, ewentualnie można zamienić na chleb 100% orkisz

musli z orzechami i płatkami owsianymi, 25 gram z ciepłą wodą + izolat białkowy jedna miarka, można też zamienić wodę na jogurt naturalny

Przykładowy obiad:

grillowana pierś z kurczaka, ryż basmati 25g, sałatka warzywna lub gotowane warzywa bez tłuszczu

duszona ryba, kasza gryczana 25g, sałata z jogurtem naturalnym

Kolacja:

twaróg chudy 25g, ze szczypiorkiem, rzodkiewką i cebulką, wasa pełnoziarnista lub chleb 100% orkisz

jogurt naturalny, łyżka dżemu np. łowicz truskawkowy, garść musli

na podwieczorki, czy przekąski między posiłkami polecam zrobić sobie np. pełnoziarnisty makaron z kurczakiem i podzielić na porcje, które można sobie popakować w pudełka,
ewentualnie można zjeść jakiś owoc, czy sałatkę warzywną

Jeśli macie jakieś pytania to pytajcie pod postem!
Buziaki!;)

wtorek, 2 grudnia 2014

Święta, święta.

Święta to czas, kiedy powinniśmy wraz z rodziną zasiąść przy wigilijnym stole, pomodlić się, pośpiewać kolędy, pójść na pasterkę i ogólnie razem spędzić czas. Ale czy u każdego tak jest? U mnie nie. Z roku na rok święta wyglądają inaczej - chyba gorzej.

Kiedy byłam w podstawówce/gimnazjum okres Świąt Bożego Narodzenia to był najpiękniejszy czas w ciągu roku, kiedy przyjeżdżała praktycznie cała rodzina do babci, każdy pomagał w przygotowywaniu jedzenia, pakowaniu prezentów, sprzątaniu.. Największą frajdę miałam wraz z bratem i kuzynką przy ubieraniu ogromnej choinki, która zawsze stała w centralnym miejscu w salonie. Pamiętam, jak co roku moja chrzestna prosiła mnie o pomoc w pakowaniu prezentów i jaka ważna się czułam dlatego, że wybrała WŁAŚNIE mnie.. Pamiętam jak marudziłam, bo nienawidziłam uszek z grzybami, zupy fasolowej (którą moja babcia robi do dziś, chociaż wie, że nikt jej nie lubi) oraz kompotu z suszonych śliwek i innych owóców, który strasznie śmierdzi (kilka lat temu nie wiedziałam czym, dziś już wiem- zapach tego kompotu przypomina smród petów ze słoika), ale twardo jadłam na wigilii nawet te najokropniejsze potrawy tylko po to, żeby dostać prezent. Mój tato, albo wujek przebierali się za Mikołaja i zawsze musiałam śpiewać jakąś piosenke, albo opowiedzieć wierszyk, żeby dostać prezent, z którego cieszyłam się jak głupek, mimo, że nie był on wart fortunę. Po kolacji siadaliśmy wszyscy razem, śpiewaliśmy kolędy, babcia jak zawsze fałszowała i zwalniała tempo, mimo tego, każdy miał ubaw :) W pierwszy i drugi dzień świąt zawsze rano po śniadaniu szliśmy wszyscy do kościoła, bo z reguły nikt nie dotrwał do pasterki. Po kościele oczywiście starsi się alkoholizowali, a dzieciaki leciały na dwór.

Jak to wygląda dziś?
Na wigilię połowa rodziny nie dociera. Kuzyn pracuje w Gdańsku, kuzynka we Wrocławiu, tato za granicą, brat spóźnia się na wigilię, bo też pracuje i studiuje. Przyjeżdża jedynie ciocia z córką, jest moja mama no i dziadki. Babcia, która ma już ponad 70 lat szykuje wszystko z moją mamą i jej siostrą, nikt jej nie pomaga, bo nie ma kto. Nic już nie cieszy tak jak kiedyś.. Przyjeżdzasz i już nie jest tak jak wcześniej... Przy stole zawsze jakieś głupie tematy, których nie powinno się poruszać w czasie świąt, kiedy chcesz odpocząć od problemów. A tu zawsze ktoś wyjedzie z głupim tekstem, że się nie uczysz, że czegoś nie zaliczyłeś/aś na uczelni, problematyczne pytania o chłopaka, którego nie masz..
Prezenty nie cieszą, bo zamiast czegoś namacalnego dostaję pieniądze, które wydam "nie wiadomo na co".. Na "pasterkę" idę ze znajomymi do parku napić się piwa, więc co to za święta? 

Tęsknię za okresem dzieciństwa kiedy wszystko było beztroskie, niczym nie trzeba było się przejmować, wystarczyło jedynie uczyć się, a niczego nie brakowało.
Dziś jest inaczej, praca, studia, własne utrzymanie, problemy, które rozwiązujesz, a w miejsce poprzednich pojawiają się następne...
Dorosłość...
Dam wam radę.. Korzystajcie z życia, cieszcie się rodziną, pomagajcie im, bo tacy jacy Wy teraz będziecie dla nich - tacy Oni będą dla was w przyszłości.
Ja już nie raz się przekonałam, że tylko na rodzinę można liczyć w potrzebie. Tylko i wyłącznie. Mimo tego, że nie zawsze dobrze z nimi żyłam, kłóciliśmy się i nie odzywaliśmy to i tak wiem, że wyciągną pomocną dłoń.

Kupię sobię dzisiaj kilogram mandarynek, poczuję się jak w święta.
Buziaki!